Przede wszystkim pierwsze na co możecie zwrócić uwagę to zdjęcie powyżej. Nie, to nie jest tak, że w “Kickboxerze 4” występuje Jean-Claude Van Damme. To kadr z frontu polskiej okładki DVD, który jest świetnym przykładem okłamania potencjalnego kupca w celach marketingowych. Z pewnością wiele osób wzięło ten tytuł do koszyka właśnie z uwagi na bohatera Kurta Sloana z pierwszego kultowego “Kickboxera” (1989). Chyba nie muszę pisać, że te osoby się mocno zawiodły. Belg w filmie występuje tylko i wyłącznie w sekwencji scen retrospekcyjnych. Uważam, ze to zagranie ze strony dystrybutora jest na podobnym poziomie jak sam film – słabe.
Albert Pyun wraca do świata “Kickboxera”.
Kino Sztuk Walki to spora część mojego życia, a moja przygoda rozpoczęła się właśnie od pierwowzoru, który wychodził na piratach jako “Karate Tygrys III”. Mam do niej szczególny sentyment, oglądałem wszystkie epizody wiele razy, ale czwarty zdecydowanie jest najgorszy. O ile “Kickboxer 2: Godzina Zemsty” (1991) w reżyserii Alberta Pyuna to jego najlepszy film w karierze i nie wiele odstaje od klasyka z Van Damme’m, tak “Kickboxer 3: Sztuka Walki” (1992) wyszedł już gorzej. Nie mogłem zrozumieć jak film sztuk walki zamienia się w akcję, w której Sasha Mitchell i Dennis Chan biegają ze spluwą.
Teoretycznie powrót do serii Alberta Pyuna mógł zwiastować coś dobrego, powrót do korzeni, do brutalnej drugiej części. Dodatkowo powrót postaci Tong Po. To wywołuje emocje. Niestety spieprzono wszystko tak jak się tylko dało. “Agresor”, bo taki jest podtytuł to jedna wielka karykatura i hańba dla oryginału. Niestety, ale historię i scenariusz napisał sam Pyun wraz z Davidem Yorkinem. I tutaj zaczyna się sieć niepowodzeń. Albert postanowił z Davida Sloana zrobić twardziela, który siedzi w więzieniu. Pytam się – Gdzie jest ten przyjazny chłopak prowadzący szkołę w Stanach i uczący dzieciaki jak walczyć? Co z wartościami, z przekazem? Co się z tym stało? Pominięto to całkowicie.
Prawie wszystko poszło nie tak jak powinno.
Jest twardziel Mitchell, jest Tong Po, w którego wcielił się tym razem Kamel Krifa, prywatnie przyjaciel JCVD, podobnie jak Michel Qissi (wcześniejszy odtwórca roli). I tutaj charakteryzatorzy się nie popisali. Tajski mistrz wygląda jak typ z rajstopą na głowie z namalowanymi brwiami. W dodatku teraz jest handlarzem narkotyków w Meksyku, masażystą, uczy się angielskiego i od dwóch lat przetrzymuje żoną głównego bohatera. W dodatku wybucha często śmiechem jak jakiś jełop i chodzi w białym garniturze z hawajskimi kwiatami na szyi. Jedna wielka karykatura. Albert Pyun pisząc scenariusz wymyślił taką lipę, że dziecko z podstawówki wymyśliłoby lepszą historię. A na to wszystko fabuła została pomieszana z motywem turnieju walki. Yyy…
Tutaj nic się nie klei, ujęcia wyglądają po prostu amatorsko, a sekwencje walki są sztywne jak Andrzej Gołota w pierwszej rundzie pojedynku. Głupota goni głupotę już od pierwszych minut. I właściwie jedyną poważną zaletą jest wyżej wspomniana sekwencja z retrospekcjami. Za to szacunek. Mam też nadzieję, że Dennis Chan odmówił roli, bo wiedział co się tu za gniot szykuje. Napiszę tak: tutaj odłożono pasję i serce na bok. Zrobiono film po to, żeby coś zarobił. Jacyś producenci stwierdzili, że trzeba dodać sceny seksu, że trzeba przenieść akcje do Meksyku i zrobić to właśnie w taki sposób jak zrobiono. Podejrzewam, że gdyby Albert miał jakiś lepszy pomysł, bardziej “z duszą” to nikt by na to nie wyłożył kasy. Wielka szkoda, bo to cios zardzewiałym prętem między oczy dla fanów.
Pomimo tego wszystkiego co napisałem, są ludzie, którzy chcą to oglądać. Wiecie o co chodzi – film tak słaby, że aż dobry. Ta parodia może służyć przykładem – jak można skopać dobrą serię. Sam kiedyś puściłem “Kickboxera 4” przyjacielowi przy wódce, żeby się pośmiać. Niestety śmiechu dużo nie było, tylko zażenowanie. To nie powinno powstać. Jeżeli uważacie inaczej – to dajcie znać. Jestem ciekawy Waszych refleksji na ten temat.
Ocena: 3/10