8 września 1989 roku na ekrany 973 amerykańskich kin trafił “Kickboxer” z Jean-Claude Van Damme w roli głównej. Przy niskim budżecie opiewającym na półtora miliona dolarów (niektóre źródła informują, że było to 700 tysięcy dolarów) produkcja zarobiła prawie $15 milionów. Trzeba śmiało przyznać, że producentom się ten projekt zdecydowanie opłacił. Nie czekano długo z decyzją. Postanowiono, że powstanie oficjalny sequel i rozpoczęto poszukiwania pisarza. Już kilka miesięcy później powstał scenariusz napisany przez Davida S. Goyera o tytule “Kickboxer 2: Godzina Zemsty”.
Van Damme dostaje propozyję.
Scenarzysta dostał tą fuchę, ponieważ był świeżo po napisaniu swojego pierwszego tekstu do “Wykonać Wyrok” (1990), w którym oczywiście występuje JCVD. Naturalnie to właśnie belgowi została zaproponowana rola główna w kontynuacji. Przecież był już światową gwiazdą po “Krwawym Sporcie” (1988), a “Kickboxer” (1989) tylko umocnił jego pozycję. Niestety, ale aktor musiał odmówić udziału w projekcie. Zdecydował, że wejdzie na plan “Podwójnego Uderzenia” (1991). Jak to się mówi – nie ma tego złego, co na dobre nie wyjdzie. W tym przypadku tak jest, ponieważ “Kickboxer 2: Godzina Zemsty” nawet bez Van Damme’a stał się klasykiem i jednym z najlepszych tytułów w gatunku sztuk walki.
Do roli głównej zaangażowano gościa, który nazywa się Sasha Mitchell. Facet miał wszystko czego producenci potrzebowali. Ukończył aktorstwo w National Improvisational Theater w Nowym Jorku. Był przystojny, w końcu pracował jako model Calvina Kleina, w dodatku wysoki – 190 cm wzrostu. I co najważniejsze, miał background w sztukach wali. Czarny pas w taekwondo, mistrzostwo w kickboxingu oraz doświadczenie w boksie tajskim (co w przypadku tej produkcji ma spore znaczenie). Scenariusz lekko przerobiono, wpleciono dialogi związane z braćmi Sloan, których uśmiercono.
Brutalny Albert Pyun robi film życia.
David Sloan (Sasha Mitchell) prowadzi klub kickboxingu. Uczy dzieciaki jak walczyć i jak się bronić. Jest dobrym facetem, który pomaga młodzieży tak jak tylko potrafi. Jego bracia Eric i Kurt zostali zabici w Tajlandii przez Tong Po. David stara się łączyć koniec z końcem żyjąc w zgodzie ze sobą. Pomimo tego, ze jest świetnym zawodnikiem, to nie chce przyjąć kontraktów na walki od przebiegłych promotorów. Ważne są dla niego zasady i wartości wpojone mu przez braci. Jednak czasami zdarza się tak, że nie ma innego wyjścia jak stanąć na ringu. Zwłaszcza, gdy chodzi o honor rodziny.
Za stołkiem reżyserskim zasiadł nie kto inny jak Albert Pyun (“Cyborg“, 1989). Przyznam szczerze, że nie mam pojęcia dlaczego reżyserią nie zajął się autor jedynki. Moim zdaniem Pyun był ogromnym ryzykiem. Na całe szczęście okazało się, że “Kickboxer 2” to najlepszy film jaki zrobił w swoim życiu. Dziwi mnie tylko jedno – dlaczego ta produkcja jest aż tak inna od reszty jego tytułów? Tak jakby ktoś inny ją realizował… nie wiem, ale nie ma tutaj klimatu Pyuna (to oczywiście wielki plus, ponieważ film wygląda profesjonalnie). Sequel jest po prostu porządnie zrobiony pod względem reżyserii jak i prowadzenia kamery. Albert Pyun mocno postawił na brutalność i pół-mroczny klimat ujęć, co naprawdę powoduje, że czasami aż czuć dreszcz emocji. Sceny robią wrażenie, dlatego wielkie brawa dla Alberta, wzniósł się tutaj na wyżyny i widać, że kosztowało go to jak i choreografów mnóstwo pracy. Sceny walk zapierają dech, są mocne i krwawe. Nie ma tutaj jakiegoś piździelstwa czy coś, tu jest konkret, a nie cenzura.
Powrót Tong Po i rewelacyjna obsada.
W obsadzie znalazło się wielu ludzi, którzy są kojarzeni z tym gatunkiem. Można powiedzieć, że mamy tutaj plejadę gwiazd kina klasy B. Swoją rolę jako bezlitosny Tong Po powtórzył Michel Qissi. W rolę mentora Xiana wcielił się ponownie Dennis Chan. To właśnie te dwa nazwiska pozwoliły sequelowi być sequelem. Dzięki tym postaciom wiemy, że mamy do czynienia z prawdziwą kontynuacją, a nie jechaniem tylko na tytule, po to, żeby zarobić trochę grosza. Dodatkowo do obsady dołączył Matthias Hues (“Bez Odwrotu 2“, 1987), Cary-Hiroyuki Tagawa (“Starcie w Japońskiej Dzielnicy”, 1991), Peter Boyle (“F.I.S.T., 1978), Vince Murdocco (“Pierścień Ognia”, 1991), czy John Deihl (“Policjanici z Miami”). Sami przyznajcie – ekipa jest imponująca. Właściwie każdy w swojej roli spisał się świetnie i wpłynął na tak dobry całokształt produkcji.
W ogóle już po pierwszych ujęciach widać, że mamy do czynienia z dobrym filmem. Słychać muzykę i wiadomo, że ten soundtrack będzie świetny. Czuć atmosferę zemsty w powietrzu, czuć postacie i ich charaktery. W przypadku “The Road Back” mamy styczność z tym “czymś” co czasami trudno opisać, ale co powoduje, że dany tytuł w Nas zostaje.
Niedoceniony klasyk gatunku.
Podsumowując, tego filmu nie dało się zrobić lepiej. Niestety nie odniósł sukcesu kasowego, ale to tylko dlatego, że nie było znanego nazwiska w postaci Van Damme’a. Jestem przekonany, że gdyby on wystąpił w roli głównej to zarobkowo “Kickboxer 2” mógłby przebić jedynkę. Pomimo to tytuł się obronił nawet po upływie czasu. Dlatego wrzucam go do szuflady z klasykami. Takich filmów już się nie robi, a ten należy do tych z duszą, które mają przesłanie. Jest ich naprawdę nie wiele. To jeden z najlepszych tytułów w gatunku mordobicia. Jeśli nie widziałeś – to koniecznie sprawdź.
Ocena: 9/10