W 2019 roku otrzymaliśmy pierwsze zapowiedzi filmu “Top Gun: Maverick”. Fani oryginału czekali na kolejne doniesienia odnośnie premiery z niecierpliwością. Ta była przekładana z powodu pandemii, ale finalnie w zeszłym roku określono ostateczną datę, w której produkcja trafi na duże ekrany – 27 maja 2022 roku. Dwa lata zleciały, a ja miałem czas na powrót do “Top Guna” z 1986 roku. Film reżyserii nieżyjącego już mistrza akcji Tony’ego Scotta to solidna produkcja, która trafiła do serc fanów kina lat 80-tych. Postać Mavericka grana przez Toma Cruise’a była tą, z którą młode chłopaki się utożsamiały. Był to jeden z tych tytułów, do których ma się ogromny sentyment, który towarzyszył nam w latach dzieciństwa. 26-tego maja zerknąłem na repertuar poznańskiego Kinepolis i zobaczyłem, że grają wyczekiwany sequel przedpremierowo. Bez zastanowienia udałem się na wieczorny seans. Liczyłem na to, że film utrzyma poziom pierwowzoru. Okazało się, że obejrzałem jeden z najlepszych filmów jakie kiedykolwiek widziałem. Emocje, które towarzyszyły mi podczas seansu spowodowały, że nadal mam ciary na rękach. Arcydzieło.
“Top Gun: Maverick”, czyli powrót do lat 80-tych ze zdwojoną siłą rażenia.
W czasach, w których wychodzi naprawdę sporo sequeli, spin-offów i remaków ciężko o coś zaskakująco dobrego. Często tego typu projekty kończą się niesmakiem, poczuciem zażenowania i zniechęceniem. Producenci cisną temat na sentymentach, żeby finalnie dostarczyć nam jakiś badziew kierowany pod młodszą publikę. W przypadku “Top Gun 2” za koncept historii odpowiadali Peter Craig (“Miasto Złodziei”, 2010) i Justin Marks (“Street Fighter: Legenda Chun-Li”). Scenariusz został napisany przez Christophera McQuarrie, który na stałe współpracuje z Tomem Cruisem (między innymi “Jack Reacher: Jednym Strzałem”, czy “Mission Impossible: Fallout”). Prace nad tekstem wspierali też Ehren Kruger (“Krzyk 3”) i Eric Wartren Singer (“Tylko Dla Odważnych”). Dzięki tylu “mózgom operacji” skrypt został dopracowany z dbałością o każdy detal. Natomiast za stołkiem reżyserskim zasiadł Joseph Kosinski, z którym Cruise działał na planie “Niepamięci” w 2013 roku.
Jedno co przychodzi na myśl, to fakt, że “Top Gun: Maverick” był w rękach zgranej ekipy, nad którą jako producent czuwał sam główny bohater, czyli Tom Cruise. Wszyscy Ci panowie uniknęli wszystkich błędów, które towarzyszą nieudanym kontynuacjom starych hitów. Zafundowali widzom prawdziwy powrót do lat 80-tych na pełnej petardzie. Postarali się o to, żeby sequel był w stu procentach wierny oryginałowi. Otrzymujemy sceny i ujęcia zrealizowane bardzo podobnie do wizji, która towarzyszyła Scottowi na planie oryginału. Jako widzowie otrzymujemy wszystko to za co kochamy “Top Guna” tyle, że ze zdwojoną mocą. Na taką moc składa się kilka składników.
Rewelacyjna muzyka, efekty dźwiękowe i nawiązania chwytają za serce.
W momencie, w którym zasiadłem w sali kinowej i w końcu skończyło się puszczanie reklam nadszedł czas na rozpoczęcie właściwego seansu. Od pierwszych sekund i ujęć zdałem sobie sprawę, że mam do czynienia z wyjątkową produkcją. Przede wszystkim postawiono na wierność względem oryginalnego soundtracka. A przecież wiemy jakie to ważne. Do tego jak ruszyły ujęcia, mnóstwo zbliżeń w stylu Scotta, dynamika i udźwiękowienie to kopara mi opadła. Powiem wprost, było głośniej, dosadniej, przestrzennie. Dźwięk przeniósł mnie z fotela do filmu. Ja tam byłem, w “Top Gunie 2”. Poważnie. I co ciekawe zostałem do ostatniej sekundy, bo ani na chwile nie zawiało nudą.

Twórcy filmu zadbali o to, żeby widz wczuł się w klimat i to się dzieje od razu. Dostajemy kilka naprawdę mocnych bomb sentymentalnych i nawiązań do oryginału, które targają nas za serducho do ostatniej sceny. Wszystko to zostało zrobione z odpowiednim wyczuciem i tak jak należy. Cholera, nawet lepiej niż należy. Nowy “Top Gun” rozwalił mi system emocjonalny na części pierwsze, a historia wciągnęła mnie tak, że po kilku dniach mnie trzyma nadal.
Emocjonalna misja Mavericka, wspaniały Tom Cruise.
Nie wiem jak Wy, ale ja się do Toma Cruise’a przekonywałem latami, żeby finalnie stwierdzić, że gość jest przekozakiem. Jego rola w tym sequelu tylko to potwierdza. On jest postacią, którą odgrywa. Jak zwykle autentyczny, a co więcej emocje, która wkraczają razem z nim na ekran porywają. Misja jaką ma do wykonania w tym filmie jest właściwie niemożliwa do zrealizowania. I chociaż brzmi to jak bajka, to próby jej wykonania to prawdziwe podniebno/nadziemne arcydzieło. Poezja akcji na więcej niż na najwyższym poziomie.
Przede mną na sali siedziała starsza Pani, która miała około 80 lat na karku. Co chwilę zaciskała kciuki, podrywała się podczas seansu, kibicowała na głos. Ja sam nie byłem w stanie usiedzieć w spokoju na fotelu. Miotałem się, bo byłem tak mocno zaangażowany w to co się dzieje na ekranie, że nie mogłem tego kontrolować. Efekty specjalne i to co otrzymałem jako widz wgniatało w fotel, dosłownie.
“Top Gun 2” to klasyk z miejsca.
Wiem, że nie napisałem nic na temat fabuły. Zostawiam to Wam jako niespodziankę, bo musicie zobaczyć tą produkcję i dać się jej porwać. Zresztą, sama Was porwie. Ten seans to była dla mnie jakaś hipnoza, magia, nie wiem jak to nazwać. Wróciłem do czasów dzieciństwa i nadal nie mogę dojść do siebie. Czy sequel jest na poziomie klasycznego oryginału? Nie, bo jest na o wiele wyższym poziomie pod każdym względem. Wielkie pokłony dla Twórców. Stworzyli ponadczasowe arcydzieło. Nie czekajcie aż wyjdzie na DVD, Blu Ray, czy VOD. Śmigajcie do kina, mnie już kusi, żeby iść drugi raz.
Ocena: 10/10
