Po sukcesie filmu “Lwie Serce” (1990), który dla wielu osób jest jednym z najlepszych filmów z JCVD powstał scenariusz do kolejnego projektu przy współpracy z reżyserem Sheldonem Lettichem. Tak przynajmniej to wygląda w filmografii obu Panów, ale historia była bardziej zawiła. Pierwszy zarys pomysłu pojawił się jeszcze wcześniej. Jean-Claude Van Damme zainspirował się francuską nowelą Alexandra Dumasa pod tytułem “Korsykańscy Bracia” (“The Corsican Brothers”) z 1844 roku. Co prawda na podstawie tej książki powstało już wiele obrazów, ale żaden z nich nie był czystym kinem akcji.
Odkąd belg ugryzł koncept bliźniaków to szukał reżysera do tej produkcji. Może Was to zaskoczyć, ale pierwszym, który dostał ofertę reżyserowania “Korsykańskich Braci” był Albert Pyun, który wcześniej wyreżyserował “Cyborga” (1989). Pyun nie był przekonany do konceptu i odmówił podjęcia się tej fuchy. W końcu Van Damme zwrócił się do Letticha, który wyraził chęć do współpracy. Panowie napisali scenariusz “Podwójnego Uderzenia”, a Sheldon podobnie jak w “Lwim Sercu” zasiadł za stołkiem reżyserskim.
“Podwójne Uderzenie” w Hong Kongu.
Pierwotnie “Podwójne Uderzenie” miało być realizowane we Francji i na Korsyce, ale wraz z rozwojem scenariusza postanowiono obrać inny kierunek – Hong Kong. A jak już Hong Kong, to czemu by ponownie nie zatrudnić Bolo Yeunga? Tak się stało, słynny Chong Li z “Krwawego Sportu” (1988) ponownie połączył siły z JCVD i był to strzał w dziesiątkę. Na plan zabrano również scenarzystę Boaza Yakina (facet napisał “Punishera” z 1989 roku z Dolphem Lundgrenem), żeby zajął się dopieszczaniem dialogów. To dzięki niemu kilka tekstów utkwiło w głowie widzów.
Fabuła filmu bazuje oczywiście na historii dwóch rozdzielonych w dzieciństwie bliźniaków, Alexa i Chada Wagnera, którzy nie wiedzieli o swoim istnieniu. Panowie spotykają się po latach, żeby rozwiązać sprawę swoich rodziców sprzed lat, którzy zostali zamordowani. Okazuje się, że bracia są całkowicie różni, tutaj postawiono mocno na kontrast charakterów.
Van Damme razy dwa u solidnego Letticha.
Van Damme zagrał dwie role, można powiedzieć, że wszedł na kolejny poziom, w dodatku są to sprzeczne osobowości. Jeżeli chodzi o Kino Akcji to było to coś absolutnie nowego, zwłaszcza, ze aktor zmierzał na szczyt popularności, a jego filmy w tych czasach to był hit za hitem. Trzeba powiedzieć, ze spisał się dobrze, zresztą zależało mu na tym, że pokazać, że potrafi zagrać w różnym stylu. Do tego nie zabrakło solidnych scen akcji, przyzwoitej choreografii i kilku porządnych kopniaków w ryja. Jeżeli chodzi o Bolo Yeunga w negatywnej roli – wykonał swoje zadanie. Trudno pominąć tutaj rolę wujaszka, w którego wcielił się Geoffrey Lewis, jest wiarygodny i to naprawdę mocna strona filmu. A wisienką na torcie jest Pani Alonna Shaw, która wcieliła się w partnerkę jednego z braci.
Reżyser Sheldon Lettich odwalił kawał roboty. Z pewnością filmowanie podwójnie wszystkich dialogów, z różnymi ustawieniami kamer nie było łatwe. Przyznam szczerze, że jak ostatnio wrzuciłem w obroty “Podwójne Uderzenie” to nadal znalazłem kilka scen, które po prostu nie wiem w jaki sposób zostały sfilmowane. W tamtych czasach musiało to robić naprawdę wrażenie, chodzi oczywiście o techniczną stronę widowiska.
Czy film przetrwał próbę czasu?
Pomimo tych wszystkich solidnych aspektów coś spowodowało, że moim zdaniem film nie przetrwał próby czasu. Jest to po prostu mocna produkcja akcji, która w dzisiejszych czasach nie robi już takiego wrażenia jak w 1991 roku. Oczywiście ma ona swoich zwolenników, którzy widzieli ją setki razy, ale porównując do tego co wychodzi teraz to już nie jest to samo, mam na myśli oczywiście porównanie z wysokobudżetowym Kinem Akcji.
Myślę tak, ponieważ momentami czułem, ze mnie ten film nudzi. Zresztą no widziałem go nie raz… więc nie ma się co dziwić. To solidna produkcja, ale dla mnie chyba się skończyła, co nie zmienia faktu, że chciałbym zobaczyć “Double Impact 2”. W każdym razie polecam każdemu, kto nie widział, bo może to być dla Was miłe zaskoczenie.
Ocena: 6,5/10