Cofnijmy się o kilka lat. Mamy 2017 rok i na ekrany trafia długo wyczekiwany “Cudzoziemiec” w reżyserii Martina Campbella. Film zostaje doceniony na całym świecie i zdaje się, że Jackie Chan w końcu wrócił na właściwe tory. Udowodnił przy okazji, że jest dobrym aktorem. W tym samym czasie trwały już prace nad kolejną, tym razem chińską produkcją zatytułowaną “Bleeding Steel”. Miałem mieszane odczucia co do tego tytułu. Wiedziałem, ze Chan podejmuje czasami dziwne wybory. Przykładem jego błędów może tu być “Chiński Zodiak” (2012), czy “Kung Fu Joga” (2017). Żebyśmy się dobrze zrozumieli – te filmy dużo zarobiły, ale są zwyczajnie słabe. Są za to opakowane w kolorowe papierki i posypane cukrem pudrem. Dzieci się cieszą. W przypadku “Krwawej Rozgrywki” liczyłem na grupę docelową powyżej szóstej klasy podstawowej. Znowu się przeliczyłem.
Krwawy patent na młodszego odbiorcę.
Wkurza mnie, że te nowe kolorowe wypociny Jackie Chana są skrojone tylko pod zarobek. Ekipa z Hong Kongu opracowała idealny plan marketingowy i przepis na sukces kasowy. Trzymają się tego co wymyślili. “Krwawa Rozgrywka” była na początku promowana bardzo dobrej jakości zdjęciami. W dodatku ukazywały one kadry z filmu, w których widać dramaturgię. Sami przyznacie, że fota powyżej zachęca do seansu. Jackie Chan jako gliniarz, o to chodzi. Oprócz tego krążyły po sieci materiały video i zdjęcia z planu, na których Chan robi wyczyny kaskaderskie na dachu Sydney Opera House w Australii. To robiło wrażenie. Byłem przekonany, że jako widz finalnie otrzymam “poważny” film policyjny z nutką dramatu i starym Jackie Chanem. Starym w sensie – nie w tej nowej pudelkowej odsłonie.
Niestety po włączeniu filmu… nie trwało to dłużej niż 30 minut zacząłem mieć natrętne myśli. Myśli o tym, że trzeba to gimbusiarstwo jak najszybciej wyłączyć. Nie wiem jaki prąd mnie po łbie pokopał, że finalnie dotrwałem do końca. Ślady tego konfliktu wewnętrznego, który tłukł mi się z lewej do prawej półkuli odczuwam do dzisiaj. Wytrwały ze mnie zawodnik. Jedno jest pewne, prawie nic z seansu nie zapamiętałem. Ten cały chaos i infantylność wylewająca się z ekranu zablokowały mi racjonalny odbiór. Pamiętam tylko początek, jakiegoś typa z przerażającą mordą jak u diabła i jego konfrontacje z Chanem na końcu.
“Bleeding Steel” zarobił $48 milionów.
Warto zaznaczyć, że głównym scenarzystom “Krwawej Rozgrywki” jest Leo Zhang, czyli świeża krew. Jackie Chan ponownie w filmie jest otoczony samymi młodziakami, z których nikt nie jest charakterystyczny. Brak charyzmy powoduje, że ogląda się tych drugoplanowych celebrytów tak jakby się przy ulicy i patrzyło na korek samochodowy. Nuda.
Żeby nie było aż tak negatywnie to przyznam, że sam początek filmu zapowiadał się dość interesująco. Strzelanina została porządnie zrealizowana i sekwencje były ciekawe dla oka. Jackie w Australii jednak mnie nie porwał. Nie wrócę już do tego filmu, bo nie ma do czego wracać. Jest to zapychacz filmografii, którego równie dobrze mogłoby nie być. Z sentymentu do Chana daje trójeczkę.
Ocena: 3/10