Pamiętam, że cieszyłem się jak dzieciak, kiedy pierwszy raz usłyszałem, że Jackie Chan ma w planach realizację filmu “Zbroja Boga 3”. Na początku tytuł był promowany właśnie pod taką nazwą, a później postanowiono ją zmienić na “Chiński Zodiak”. Pomijając zawiłości polskiego tłumaczenia, zamysł producentów, czy po prostu różnice tytułowe w Azji i Europie fakt był jeden. Ten film miał od początku być i jest oficjalnym sequelem, a zarazem domknięciem trylogii “Zbroi Boga“. Moje oczekiwania rosły względem produkcji z każdą kolejną informacją, czy publikowanym zdjęciem z planu. Mówiono jasno – to będzie ostatni wielki film Jackie Chana, taki, w którym sam wykonuje wyczyny kaskaderskie. Biorąc jeszcze pod uwagę to, że wróci do roli Azjatyckiego Jastrzębia po ponad 20-tu latach czułem wielką ekscytację. Kiedy w końcu film wyszedł to dostałem jak piorunem – poczułem ogromny zawód. To jednak nie zmienia faktu, że Chan rozwalił na strzępy box office w Chinach, a jego pożegnanie okazało się ogromnym sukcesem kasowym.
Jackie Chan i stara ekipa chcą stworzyć kolejny klasyk.
Wszystko zapowiadało się pięknie. Bardzo dobra “Zbroja Boga” (1986) i jeszcze lepsza “Zbroja Boga 2” były reżyserowane przez Jackie Chana. Tym razem gwiazda z Hong Kongu ponownie stanęła za kamerą. Wiedziałem, że jak on się tym zajmie to będzie tak jak powinno. Co więcej, Chan pracował nad scenariuszem po raz kolejny z Edwardem Tangiem, z którym działał przy poprzednich częściach. Na dodatek do pomocy zatrudnili jeszcze między innymi reżysera Stanleya Tonga, który odpowiadał za wielkie sukcesy Jackiego w USA. Azjatycki Jastrząb czuwał jeszcze nad produkcją, wyczynami kaskaderskimi, zajmował się dosłownie wszystkim przy okazji bijąc rekord Guinessa w ilości funkcji podczas realizacji filmu. Chan po prostu chciał domknąć serię na pompie, nie szczędzono też budżetu. Taka ekipa wymiata i gwarantuje sukces, więc co mogło pójść nie tak? Zaraz do tego dojdziemy.
Postawiono na znany nam już schemat, który działał – Jackie jako poszukiwacz skarbów, piękne krajobrazy i perypetie głównego bohatera z kobietami. “Chiński Zodiak” był realizowany w Chinach, Australii, na Łotwie, Tajwanie, we Francji i kilku innych lokalizacjach. Można śmiało przyznać, że lepiej być nie może. Finalnie jednak wyszła z tego straszna klapa, coś czego nie idzie oglądać. Przede wszystkim scenariusz – za dużo się dzieje, Chan jest otoczony kilkudziesięcioma aktorami. Każdy jest podobny do drugiego, wszyscy są młodzi i łatwo się pogubić o co w ogóle chodzi w filmie i kto kim jest. Chęć zdobycia przez ekipę filmową młodej publiki spowodowała, że produkcja jest nie do oglądania. Montaż jest dynamiczny, co nie jest złe, ale w tym przypadku wprowadza ogromny chaos. Nic tu się nie trzyma całości.
“Chiński Zodiak” zawodzi po całości.
Dostajemy kolorowy obrazek jak z bajek dla dzieci, mnóstwo efektów komputerowych CGI, które wyglądają zwyczajnie słabo. Poszczególne sceny bywają wyrwane z kontekstu i nie stanowią całości z resztą filmu. Napiszę jeszcze raz – chaos, który kole w oczy. W dodatku postać Chana się zmienia, czułem zażenowanie słuchając jakiś pseudo mądrości dla dzieci z podstawówki. Sama historia nie porywa w wir przygody tak jak to było w “Zbroi Boga 2“. Wręcz przeciwnie – zniechęca. Żarty są słabe i poprawne, brakuje humoru z poprzednich części. Co mam Wam więcej pisać, wyszła kompletna lipa.
Twórcy zamiast pokazać widzom jak to robi stara gwardia i puścić oczko do tych ludzi, którzy byli fanami Jackiego od lat… postanowili się odmłodzić. Poszli po nową publikę, fanów oczojebnych Teletubisiów i gier komputerowych. Właściwie jedyną zaletą tej produkcji są popisy kaskaderskie Chana, który tak jak obiecał daje z siebie wszystko… po raz ostatni. Jest niesamowity i kreatywny w pomysłach. To jest fajne, to robi wrażenie, dał popis. Do obsady zatrudnił nawet gościnnie syna i żonę. Chciał dobrze, wyszła dla mnie – starego widza bardzo źle.
“Zbroja Boga 3” była niepotrzebna.
A może inaczej, była bardzo potrzebna i bardzo oczekiwana. Niestety, ale nie w takiej formie. Dostaliśmy po prostu gniota ciężkiego do obejrzenia, po 20 minutach chce się to po prostu wyłączyć. Wielka szkoda, że tak wyszło. Kierunek, w którym idzie Chan nie jest najlepszy. Z perspektywy czasu wiem, że takie “kolorowe” obrazki i otaczanie się młodymi sezonowymi gwiazdkami weszło mu w krew. Nie wiem kto mu doradza. W sumie co za różnica, jeśli film kosi $170 milionów i okazuje się największym sukcesem kasowym. Cel został osiągnięty. Czy tylko ja czuję tandetę bijącą z ekranu?
Ocena: 3/10