Clint Eastwood to legenda kina i nie ma co do tego wątpliwości. Utalentowany aktor i reżyser, przy okazji zaradny producent i czasami muzyk. Jak bierze się za jakiś film to jest to „dzieło”, które szlifuje jak arcymistrz dbając o każdy detal. Nigdzie się nie śpieszy, woli zrobić jeden porządny film, niż rozmieniać się na drobne tak jak reszta błaznów. 88-letni skubaniec postanowił jeszcze raz nas zaskoczyć. Po 6 latach od ostatniej roli wszedł na plan dramatu kryminalnego „The Mule”.
Nie ma żadnych wątpliwości, że będzie to film dobry. Clint przyzwyczaił nas, że gniotów nie robi. Jestem pełen podziwu, że w tym wieku nie dość, że zagra w roli głównej to będzie też reżyserował, oraz zajmie się produkcją całego projektu. Scenariusz napisał Nick Shenk (tak, to ten facet od filmów: „Gran Torino”, „Sędzia” i serialu „Narcos”). To się musi udać.
Earl Stone (Clint Eastwood) wcieli się w 90-letniego weterana II Wojny Światowej, który zostaje przyłapany na przemycie kokainy wartej 3 miliony dolców.
Zdjęcia do „The Mule” zostały już rozpoczęte. Ostatnia role starego mistrza to: „Dopóki Piłka w Grze”. „Gran Torino” i „Za Wszelką Cenę”. Jakiś czas temu mogliśmy oglądać w polskich kinach produkcję jego reżyserii „Sully”, w której wystąpił Tom Hanks. Oprócz Eastwooda, w roli głównej zagra Bradley Cooper, którego Clint szanuje. Panowie współpracowali już przy okazji „Snajpera” w 2014 roku.
Źródło: FlickeringMyth