Czekałem na ten moment kilkanaście lat i nie robię sobie teraz żartów. W 2001 roku, tuż przed powstaniem Kina Sztuk Walki interesowałem się produkcjami od Film One Productions. Prawie wszystkie filmy z pod tego szyldu miałem na VHS, oczywiście na podium stał “Pazur Tygrysa” (1991) i “Szpony Orła” (1992). Niesamowicie trapiły mnie tytuły, które nie zostały u nas w Polsce wydane, bo zwyczajnie nie miałem jak ich obejrzeć. Jednym z nich był film “Expect To Die” (1997). Dziewiąta pozycja wytwórni. Na okładce oprócz Jalala Merhi był David Bradley.
Po ponad 20 latach w końcu natrafiła się okazja, żeby zobaczyć ten tytuł po angielsku. Nie czekałem i odpaliłem pełen zainteresowania. Żałuję, że to zrobiłem. I to nie dlatego, że nic nie rozumiałem. Film okazał się być kompletnym gniotem. W sumie mogłem się tego spodziewać, bo “Operacja Złoty Ptak” (1994) w reżyserii Merhi nie wypadła najlepiej. Natomiast to co się odwaliło tutaj to przekracza ludzkie pojęcie i rozumowanie. To jeden z najgorszych filmów jakie kiedykolwiek widziałem.
Film niczym gra na Pegasusa dla bezmózgowców.
W 1995 roku Jalal Merhi wraz z Billy Blanksem zagrali w filmie “Bezlitosny“, który mocno poruszał tematykę wirtualnej rzeczywistości. Okazało się, że fascynacja tym zagadnieniem jest u Jalala na tyle mocna, że postanowił zrealizować kolejny tytuł idący w tym kierunku. Do “Expect To Die” zatrudnił po raz pierwszy gwiazdę B-klasowych filmów kopanych – Davida Bradleya. Scenariusz napisał Kevin Lund na podstawie pomysłu J. Stephena Maundera, znanego z innych tytułów od Film One.
I tutaj już na poziomie scenariusza mamy miazgę. Ogółem rzecz ujmując chodzi o to, że wojsko testuje nowy symulator walki, oczywiście taki, że zakładasz google na łeb i masz wirtualną rzeczywistość. Okazuje się, że jeden z żołnierzy gnie podczas takiej zabawy. Doktor, który wymyślił symulator (w tej roli Bradley) kontynuuje prace nad jeszcze bardziej zabójczym urządzeniem. Na przeciw staje mu Jalal Merhi.
“Expect To Die”, czyli kompletne dno.
Sami widzicie, ze to lipa już z założenia. Co więcej realizacja tej fabuły wyszła tak tandetnie, że aż brakuje słów. Po pierwszych ujęciach czuć, że ma się do czynienia z gniotem nad gniotami. Z filmem, który nigdy nie powinien powstać, bo jest jednym wielkim tandetnym błędem i niewypałem. Podczas seansu sam już byłem w oczekiwaniu na śmierć, wiedziałem, ze nic mnie nie uratuje. Ból egzystencjonalny, który mnie przeszywał i konflikt wewnętrzny, że tyle lat czekałem… to wytrwam do końca trzymał mnie w osłupieniu. Oczywiście druga półkula kazała mi wyłączyć ten badziew. Merhi po prostu połączył swoją grę z kartridży z filmem.
Jestem jednak wytrwałym skurczybykiem i przeżyłem tą usterkę Matrixa. Sam nie wiem co mogę więcej napisać o tym filmie. Muzyka do bani, realizacja do bani, sceny walk do bani, a efekty specjalne zakrawają o coś przerażającego. Merhi zagrał strasznie, David Bradley dostał też jakaś dziwną rolę, nic się tu nie dzieje i nie klei. Naprawdę, tego nie da się oglądać. Rzadko to robię, bo rzadko widzę takie szambo, ale wystawiam jedynkę. Odradzam wszystkim akcyjnym świrom i już rozumiem, czemu ten film nigdy nie wyszedł w Polsce.
Ocena: 1/10
