Jak dobrze wiecie jestem fanem kina akcji od dziecka. Tym bardziej cieszę się, że coś może mnie pozytywnie w tym gatunku zaskoczyć. Nie wiem jak to się stało, ale jakimś cudem pomimo, że mam od dawna na kasecie VHS film “Dzieci Triady”, to nigdy go nie obejrzałem. Obchodziłem go szerokim łukiem. Wiedziałem jak wyglądają produkcje z Hong Kongu na podstawie filmów Jackie Chana i nie miałem ochoty na komedię. Dobrze, że wczoraj coś mnie tchnęło i postanowiłem odpalić ten tytuł. Mówię sobie – “Co mi tam, John Woo zrobił zajebisty film z Jean-Claude Van Damme (“Nieuchwytny Cel“), to zobaczę co robił przed przylotem do Hollywood”. Jaki jest tego efekt? Dostałem brutalny, krwawy, mocny thriller-akcji. Całą noc zbierałem zęby z podłogi, bo tak mi szczęka opadła, że do tej pory nie mogę dojść do siebie. “Dzieci Triady” to jeden z najlepszych, jak nie najlepszy film akcji wszech czasów. Jest grubo.
Genialny John Woo i trzysta trupów.
Przede wszystkim podszedłem do seansu bez jakichkolwiek oczekiwań. Znałem Chow-Yun Fata (“Byle Do Jutra”, 1986) z jego nowszych ról, podobnie jak wyżej wymienionego reżysera produkcji – Johna Woo. Naprawdę nie spodziewałem się tego co zobaczyłem. Woo to mistrz, każda sekwencja akcji jest sfilmowana wybitnie, jak arcydzieło, to co tutaj się dzieje jest nie do opisania. Jego dbałość o każdy szczegół, każdy strzał, upadek, obrócenie broni, pozycja, ujęcia kamer to pierwsza liga. Takiego zastrzyku akcji nie otrzymałem chyba nigdy. Co tu dużo opowiadać. Statystyki są takie, że w tym dwugodzinnym akcyjniaku pada ponad 300 trupów i jest oddanych ponad 100 tysięcy strzałów. To jest takie uderzenie w mózg widza, że nie wiadomo gdzie patrzeć, po prostu mistrzostwo.
Seria “Rambo” (1982), “Szklana Pułapka” (1988), czy “Zabójcza Broń” (1987) razem wzięte przy takiej ilości się chowają. W dodatku jest to produkcja z początku lat 90-tych. I to właśnie jej dobry odbiór w USA spowodował przeprowadzkę reżysera. O dziwo, ale ten tytuł przy budżecie $4 milionów nie zarobił za dużo w Chinach, ponieważ wtedy był BOOM na komedie z Chanem. Kumacie? Za 4 miliony zrobiono tak wybitne dzieło akcji. Jak to możliwe? Nie wiem, ale możliwe, da się.
Chow-Yun Fat i Tony Leung idą na całość.
Wystarczy dowiedzieć się też jak wyglądała sama realizacja. John Woo od zawsze słynie z tego, że jest perfekcjonistą, na zdjęcia przeznaczył ponad 4 miesiące. Rzadko kiedy ktoś tak długo pracuje nad filmem, ale jest tego efekt. Finałowa nawalanka w szpitalu była filmowana ponad miesiąc. Tak jak wspominałem, w roli głównej występuje Chow-Yun Fat i towarzyszy mu Tony Leung (“Piekielna Gra”). Podczas realizacji jednej ze scen, w której jest kilkadziesiąt wybuchów ten pierwszy miał poszarpane ubranie i ledwo uszedł z życiem. Chow krzyczał – “John chce mnie zabić!”, żeby później z szelmowskim uśmiechem zapytać reżysera “Jesteś teraz zadowolony skurwysynu?”. Leung też oberwał, podczas sekwencji z wybuchającymi szybami dostał w oko szkłem. Mówię Wam, po tylu latach oglądania filmów nie spodziewałem się, że zobaczę coś takiego.
Woo również napisał scenariusz “Hard Boiled”, pomagał mu przy nim Barry Wong, znany z napisania historii “Zbroja Boga” (1986). Do jednej z ról miała zostać zaangażowana Michelle Yeoh. Niestety jej zobowiązania produkcyjne nie pozwoliły pojawić się na planie. Chow-Yun Fat w moich oczach stał się jednego wieczora jedną z największych gwiazd kina akcji. Jego postać była inspirowana prawdziwym detektywem, który brał udział w amerykańskim śledztwie mającym na celu odnalezienie seryjnego mordercy – legendarnego “Zodiaka”. Widać na ekranie, że mamy do czynienia z prawdziwym twardzielem, który pali fajki i nie napina się bez sensu. Jest sobą i kupuje sobie widza w każdej chwili, kiedy chwyta za spluwę. Dla mnie gość stał się bohaterem i nie mogę się doczekać obejrzenia innych jego filmów. Podobnie sprawa się ma z Tony Leungiem. W tej kwestii mam wiele do nadrobienia.
“Matrix” to druga liga przy “Dzieciach Triady”.
W dodatku muzyka, jaki tutaj jest soundtrack, jak tu wszystko pasuje do montażu. “Matrix” to druga liga przy “Hard Boiled”. Mogę się tutaj wypowiadać tylko w samych superlatywach. Oczywiście film nie jest bezbłędny, ale przy tym co otrzymałem jako widz – nie powiem nic złego. To pieprzone arcydzieło Kina Akcji. Aż chciałoby się zobaczyć jak John Woo robi “Niezniszczalnych 4” (“The Expendables 4”)… podniósł by tu poprzeczkę filmu o kilka poziomów.
Sama fabuła też jest na wysokim poziomie. Jednak nie będę tutaj o niej pisał. Chcę, żebyście zaskoczyli się tak jak ja. Mówię serio, nie czytajcie opinii na temat tego filmu w necie. Moja rekomendacja wystarczy. Odpalcie go i już. Czeka Was spore zaskoczenie. Tylko pamiętajcie, nie dajcie się nabrać na skróconą wersję 90-cio minutową. Szukajcie tej, która ma ponad dwie godziny. Dziesięć gwiazdek.
Ocena: 10/10