Czasami zdarza się tak, że film, w którym pojawiają się nowe twarze gatunku sztuk walki / akcji osiąga sukces. W tym przypadku właśnie tak się stało. “Bez Odwrotu 2” to produkcja, która otworzyła drzwi do świata filmu takim gwiazdom jak Loren Avedon, Cynthia Rothrock, czy Matthias Hues. Co więcej, od pierwszej premiery minęło już ponad 30 lat, a my nadal pamiętamy o tym akcyjniaku. Polscy fani mają do niego ogromny sentyment, trafił gdzieś do naszych serc i nie ma w tym nic dziwnego. Praca ekipy na planie trwała 3 miesiące. W dzisiejszych czasach już prawie nikt się nie przykłada tak do swojej roboty zwłaszcza przy budżecie około $1 miliona. Jak się okazuje, nawet za tak “małą” kasę da się stworzyć klasyka, bo bez wątpienia stawiam ten tytuł na najwyższej półce.
“Bez Odwrotu 2” – sequel, ale nie sequel.
To co jest dość istotne i uważam, że powinno być przeze mnie wyjaśnione w pierwszej kolejności to tytuł. Film oficjalnie jest sygnowany jako sequel “Bez Odwrotu” z 1986 roku, w którym wystąpił Kurt McKinney i Jean-Claude Van Damme. Prawda jest taka, że to żaden sequel. Film z założenia i pomysłu producenta Ng See-Yuena, czyli z samego źródła – miał być osobnym tworem. Właściwie tak się stało, ponieważ wynajęto Keitha W. Strandberga (scenarzystę pierwszego “Bez Odwrotu”) do napisania zupełnie nowego scenariusza. Skrypt powstał i został zatytułowany “Raging Thunder” (“Szalejący Piorun”). I uwierzcie mi, gdyby nie fakt, że Polski dystrybutor wydał to jako “Bez Odwrotu 2” to w tytule recenzji właśnie napisał bym “Szalejący Piorun”. Film nawet na Filipinach ukazał się bez przedrostka “Bez Odwrotu 2”. Dopiero niemieccy dystrybutorzy zrobili z niego “Karate Tiger II” i tak się rozeszło. Inne kraje europejskie podchwyciły chwyt marketingowy, a na końcu (bo po prawie 2 latach) wydano go w USA też jako sequel. No i stąd całe zamieszanie. Trudno. Tak wyszło.
W “Raging Thunder” mieli ponownie wystąpić McKinney i Van Damme (to nadal nie miał być sequel). Producenci wyszli z założenia, że zwycięskiego składu się nie zmienia, a oryginalny “No Retreat, No Surrender” odniósł duży sukces. Niestety, albo i stety obaj Panowie zrezygnowali z udziału w filmie. Pisze się o różnych powodach ich odmowy, ale nie wchodząc w szczegóły uproszczę – jeden i drugi mieli inne zobowiązania filmowe oraz obawiali się ze względów bezpieczeństwa filmowania w południowo-wschodniej Azji.
Mocna ekipa filmów kopanych z Lorenem Avednem na froncie.
Zatrudniono ponownie reżysera Coreya Yuena. Właściwie to spora część ekipy się powieliła oprócz obsady. Tutaj dano szansę takim gwiazdom jak Avedon i Hues oraz już nieco bardziej doświadczonej na rynku azjatyckim Rothrock. Błędem byłoby nie wspomnieć również o Hwangu Jangu Lee, człowieku obdarzonym najmocniejszym kopnięciem, którego uważano za jednego z niewielu, którzy mogliby realnie stawić czoła i pokonać Bruce’a Lee.
Aktorów werbował Roy Horan, swoją drogą myślę, że warto coś wspomnieć. Horan to facet, który grał tego “złego” w “Weżu w Cieniu Orła” (1978) z Jackie Chanem. Taka ciekawostka. Obsada pracowała ciężko na planie, a z wywiadów wynika, że Matthias Hues był na samym początku tak ruchliwy jak kłoda drewna. Na szczęście szkolił go Hwang Jang, a Hues zrobił szybko postępy. Na temat samego Avedona nie ma co dużo opowiadać. Ten facet zrobił robotę w 100% tak jak powinien. Na ekranie prezentuje się świetnie, sceny walk i choreografia są rewelacyjne. Zwłaszcza jak na tamte czasy. Podobnie ma się sytuacja z Rothrock, która na planie mocno zaimponowała swoimi umiejętnościami tajskiej ekipie. “Szalejący Piorun” zdecydowanie jakością wyprzedził swoje czasy o dobre 10 lat.
Klasyka gatunku. “Szalejący Piorun” przetrwał.
O samej fabule nie będę pisał, bo uważam, że ten film należy po prostu zobaczyć, jeżeli się nie widziało. Myślę, ze scenarzysta zrobił solidną robotę i w tym gatunku nie ma się absolutnie o co przyczepić. Efekty specjalne są na odpowiednim poziomie. Pirotechnika, sporo strzałów i wybuchów takich na prawdę… a nie komputerowych. Na planie ekipa korzystała z prawdziwej broni, to nie były żarty. W dodatku udźwiękowienie i muzyka. Wszystko tak jak powinno być i to dzięki sukcesowi “Bez Odwrotu” (1986). Gdyby nie ten sukces producenci nie mieli by większej kasy (tak – mówimy o tym $1 milionie).
Słuchajcie, sami pomyślcie – 3 miesiące zdjęć, obsada z umiejętnościami, profesjonalne zaplecze, ludzie od pirotechniki, dobrzy dźwiękowcy, nawet spora grupa ludzi odpowiedzialnych za budowę lub przebudowę wioski do wielu sekwencji. To wszystko za jedną bańkę. I wychodzi klasyk. A teraz budżety po 5-8 milionów nowych filmów z JCVD, Stevenem Seagalem, Dolphem Lundgrenem… masowa produkcja. Tydzień – dwa pracy na planie i wychodzi kupa nie do oglądania. Gdzie są te pieniądze? No właśnie.
Podsumowując. “Bez Odwrotu 2” to film, który utkwił mi w głowie i zawitał tam na stałe. Do tego stopnia, że jak byłem w Tajlandii to zwiedzałem piękne i malownicze miejsca, gdzie go filmowano. Tam naprawdę jest jak z obrazka. Niech McKinney i Van Damme żałuję, że odmówili. Powstała bardzo dobra produkcja, którą polecam każdemu. To obowiązkowa pozycja.
Ocena: 9/10