Wesley Snipes jest synem wojskowego Amerykańskich Sił Powietrznych, wychowywał się na ulicach Bronxu. Nie wiele osób o tym wie, ale od 12 roku życia trenował sztuki walki. Zdobył 5 dan w karate shotokan oraz 2 dan w hapkido. Dodatkowo ma świetne fundamenty aktorskie, ukończył kierunek sztuki teatralnej. Karierę rozpoczął na wysokim poziomie biorąc udział w takich produkcjach jak “Ulice Złota” (1986), czy “Czarny Blues” (1990), w którym wystąpił u boku Denzela Washingtona. W 1992 roku wytwórnia Warner Bros. postanowiła zaangażować go do pierwszego filmu akcji – “Pasażer 57”.
Wesley Snipes zamiast Sylvestra Stallone.
Snipes wciela się w tym filmie w postać Johna Cuttera, eksperta do spraw terroryzmu. Tak się składa, że ten akurat wsiadł do samolotu z zakazanymi ryjami, które mają na celu jego uprowadzenie. Durnie niestety jeszcze nie wiedzieli kto siedzi na miejscu numer 57. Krótko mówiąc, natrafili na faceta, z którym się nie zadziera.
Pierwotnie rola Cuttera była przeznaczona dla Sylvestra Stallone. Ten ją odrzucił bo przygotowywał się do udziału w produkcji “Na Krawędzi” (1993). Bracia Warner postawili na Snipesa i dobrze zrobili, w końcu mieli już na pokładzie kilka gwiazd akcji, między innymi Stevena Seagala, czy Mela Gibsona. A w taki sposób umożliwili wybicie się na szersze wody gościowi, który na to zasłużył. Nie szczędzili też na produkcję kasy, wyłożyli $15 milionów, a zarobili ponad dwa razy więcej. Jednym słowem – opłaciło się i każdy był zadowolony.
Mocna akcja na pokładzie, wkracza “Pasażer 57”.
Za reżyserię odpowiadał Kevin Hooks, który już wtedy miał sporo doświadczenie przy pracy nad serialami telewizyjnymi. Przypomnę, że ten facet później zrealizował sporo odcinków świetnego “Skazanego Na Śmierć”. Scenarzyści nie byli tak doświadczeni w dziedzinie akcji, ale trzeba przyznać, że umiejscowienie sporej części zdjęć w samolocie było strzałem w dziesiątkę. To właśnie “Passenger 57” stał się wziorem dla takich późniejszych tytułów jak “Con Air – Lot Skazańców” z Nicolasem Cagem, czy “Pasażer” z Liamem Neesonem.

Można powiedzieć, że rozwinięto tutaj pomysł zrealizowany w “Szklanej Pułapce 2”. Tam Bruce Willis biegał po lotnisku, a tutaj główny bohater wskoczył w samo miejsce akcji. W tej produkcji nie ma za bardzo o co się doczepić, to po prostu bardzo dobry film, który po latach nic nie stracił na odbiorze. Krótki, bo ma troszkę ponad 80 minut, nie zrobiono niepotrzebnych przedłużeń i bezsensownych scen. Mam to co trzeba, to czego widz najbardziej oczekuje, co więcej możemy też zobaczyć parę dobrych kopniaków w wykonanie Snipesa.
Zły skubaniec, ale dobre teksty.
Oprócz niego na ekranie pojawił się w roli głównego złego – Bruce Payne. Wystarczy na niego spojrzeć i już wiadomo, że to zjeb ze zjebanym dzieciństwem. Zresztą sam w filmie mówi “Tata nie kupował mi zabawek, uważał, że mnie zepsują”… – “Twój tata jeszcze żyje?”… – “Nie, zmarł nagle”. Po samych tekstach czuć klimat jego chorej psychiki, co więcej bohater uważa siebie za geniusza. Tacy są najgorsi. Bezwzględny gnój, dla jego gęby warto to obejrzeć. W obsadzie znalazł się również Tom Sizemore (“Osadzony”), który wystąpił jako Sly (taki mały uśmieszek w stronę Stallone’a, który odrzucił rolę).
Podsumowując, tutaj wszystko gra tak jak trzeba. Po prostu jeżeli jeszcze nie widzieliście, to zobaczcie sobie debiut akcji Wesley’a. Zdecydowanie warto, ode mnie ósemeczka. Bardzo dobry film jak na tamte lata. Będziecie zadowoleni.
Ocena: 8/10