“Oddział Widmo”, a raczej “Zasadzka na Diabelskiej Wyspie”, bo taki tytuł również występuje miał być na samym początku serialem telewizyjnym. Scenariusz do tej produkcji napisało aż pięciu specjalistów, do których zaliczają się między innymi Steven McKay (“Wygrać ze Śmiercią” ze Stevenem Seagalem), Michael Berk (“Grom w Raju”) i 3 innych, którzy pisali teksty do takich seriali jak “Słoneczny Patrol”, czy “McGyver”. Trzeba przyznać, że to solidna podstawa do zrobienia porządnej serii. Niestety pilotażowe odcinki nie spełniły wymagań i stworzono film, a potem jego sequel. Szkoda.
Serialowy reżyser zbiera “Oddział Widmo”.
Reżyserem obrazu jest Jon Cassar, który ma na swoim koncie takie seriale jak “Legendy Kung Fu”, czy “Nikita”. Bez dwóch zdań ekipa marzeń. Ekipa, która zatrudniła do obsady gwiazdy B-klasowych akcyjniaków. Nazwiska robią naprawdę wrażenie. Mamy tutaj Hulka Hogana, Carla Weathersa, Martina Kove, Billyego Drago i Billy Blanksa. Powiem Wam szczerze, że cały film zalatuje lekko “Niezniszczalnymi” i pomimo tego, że dopiero teraz obejrzałem go po raz pierwszy to… nie zawiodłem się, wręcz przeciwnie, nie mogę się doczekać seansu drugiej części “Oddziału Widmo”.
Na pierwszy rzut oka już po pierwszych scenach widać, że to produkcja telewizyjna, co nie znaczy, że jest źle. Nie w tym przypadku. Główni bohaterowie są napisani dobrze, widać, że postacie mają swój charakter. Główna rola przypadła Hoganowi, który z Weathersem wystąpił w klasyku “Rocky III”. Hulk gra gościa, który lubi zabobony, a w dodatku jest biegły w sztukach walki, można powiedzieć, że uduchowiony. Co ciekawe spisuje się całkiem nieźle w roli “mięśniaka”. Miło się na niego patrzy. Do tego “szurnięty” Billy Drago, charyzmatyczny Martin Kove i w końcu Billy Blanks, który miał okazję trochę pokopać w finałowej rozgrywce.
Przyjemny seans, warto zobaczyć.
Gdybym zapomniał, Shannon Tweed też zrobiła robotę wyglądem. Dziewczyna spokojnie mogłaby wystąpił w reklamie wiertarek udarowych z dużym dekoltem i w mini. Trudno przejść obok niej obojętnie, świetnie kontrastuje z chłopakami. Montaż w porządku, muzyka też. Wadą może jest fakt, że to dość niski budżet, ale pomimo upływu lat film nie ucierpiał. Ogląda go się dobrze, przyjemny seans, film, który warto zobaczyć.
Dodam, że 1997 rok to był moment, w którym nasz gwiazdy zaczęły “gasnąć”, może to też jest powodem, że tytuł przeszedł bez echa. Dla mnie to było miłe zaskoczenie i mam wielką nadzieję, że nie ostatnie. Cieszę się jak dzieciak mogąc odkryć jakiś stary tytuł, który przez tyle lat jakimś dziwnym trafem nie trafił na moją półkę. Polecam, warto.
Ocena: 6,5/10