Można powiedzieć, że 2012 rok był dla Jean’a-Claude Van Damme naprawdę udany. Wystąpił on w filmie “6 Kul”, który można uznać za solidny, zresztą z chęcią do niego wrócę. Zagrał też w mniejszej, ale bardzo charakterystycznej roli w “Uniwersalnym Żołnierzu: Dniu Odrodzenia” z Scottem Adkinsem i Dolphem Lundgrenem. Co prawda wiele osób uważa ten drugi tytuł za gniota, ale myślę, że to poważne niedopatrzenie. Według mnie jest to jeden z najbardziej niedocenionych filmów aktora, który zakrawa o arcydzieło w stylu “Cyborga” (1989) i zasługuje na miano klasyka. W tym samym roku otrzymaliśmy film “Oczy Smoka” od tego samego reżysera – Johna Hyamsa, syna Petera Hyamsa (tego od “Strażnika Czasu“). Wyszło z tego takie dno, że łeb boli na samą myśl, że wytrwałem do końca seansu.
Cung Le jak flaki z olejem na surowo.
Przyznam szczerze, prób obejrzenia filmu “Oczy Smoka” miałem kilka. Zazwyczaj kończyło się po pierwszych 10-ciu minutach. I tak latami po trochu dojrzewałem, żeby obejrzeć to szambo w całości. Zasiadłem przed telewizorem, odpaliłem na bogato CDA Premium i włączyłem w dobrej jakości. Pomyślałem – może wcześniej odpalałem jakąś lipę nie do oglądania. Jak się okazało, była taka sama dupa blada, bo filtry nałożone na obraz wyglądają jakby dodał je jakiś cymbał nie mający pojęcia o koloryzacji scen. Może taki był zamysł, ale już pierwsze minuty po prostu odrzucają widza. Cierpliwość jednak czyni mistrza, a ja nie jeden gniot w życiu widziałem. Dam radę, kto jak nie ja, ktoś musi Was ostrzec.
Pierwsze co rzuca się w oczy po rozpoczęciu seansu to główny bohater, a w niego wcielił się Cung Le, były zawodnik MMA. Przyznam, że od razu widać, że kamera go nie lubi, facet po prostu ma prezencje ekranową na poziomie nieprzyprawionej ośmiornicy z Biedronki. Człowiek na niego patrzy i jakoś tak się odechciewa na wstępie. Mamy jakieś sceny w więzieniu, a potem pojawia się drugoplanowy mistrz i mentor. Van Damme zgolony na jeża, siwy i w eleganckich okularach. Przyszło mi do głowy, że sieknęli ten film w przerwach między zdjęciami do wyżej już wspomnianego “Uniwersalnego Żołnierza: Dnia Odrodzenia”. To tylko mój domysł, ale czas się zgadza, miejsce realizacji zdjęć – Luizjana – też się zgadza.
“Oczy Smoka” to gniot, Van Damme nie pomógł.
Scenariusz tego okropnego filmu napisał Tim Tori, mamy głównego bohatera Honga, mamy też jego więziennego mentora i nauczyciela sztuk walki. Są przygłupawe gangusy, dilerzy narkotykowi i skorumpowani gliniarze. Film jest zmontowany tak nieudolnie, że przez prawie cały seans próbowałem domyślić się co tutaj się w ogóle odwala i o co chodzi. W pewnym momencie poddałem się. Stwierdziłem, że wystarczy, że chcę dotrwać do końca, po co ma mi się łeb zagotować od myślenia. Przyznam, że czasami wyłączenie mózgu podczas oglądania kina akcji ma sens, zwłaszcza, kiedy widzi się porządną kopaninę i efektowne pojedynki. To pobudza neurony i aktywność półkul, innymi słowy spełnia swoją funkcję.

“Oczy Smoka” niestety mają słabe sceny walk, sceny treningów i dialogi są po prostu durne. Całość chyba w zamyśle miała reprezentować coś ambitnego, a zakrawa o amatorski badziew, który naprawdę Wam odradza. Jak sami wiecie, są filmy tak złe, że aż dobre. Ten jest tak zły, że aż bardzo zły. Nie warto marnować na niego swojego czasu. Cieszę się, że to traumatyczne wydarzenie mam już za sobą i powoli dochodzę do siebie.
Ocena: 1/10