Badanie przesiewowe, czyli pokaz testowy filmu, po angielsku “test screening” ma na celu zebranie wiedzy na temat tego, czy dana produkcja się przyjmie, czy nie. Właściwie jest to najważniejszy moment i kumulacja emocji. Twórcy danej produkcji mogą zweryfikować swoją wizję z rzeczywistością. Albo otwiera się szampana, albo popada się w depresję, tak było w przypadku drugiego filmu reżyserowanego przez Jean-Claude Van Damme pod tytułem “Full Love”. Publiczność nie zrozumiała wizji reżysera i odtwórcy głównej roli, co spowodowało, że ten film leży w szufladzie już ponad 10 lat. Podobnie było na początku kariery tego aktora, były łzy smutku. Testowy pokaz “Cyborga” zebrał tylko jedną pozytywną opinię na 100 osób. To jest miazga, post-apokaliptyczne zniszczenie czegoś nad czym ekipa pracowała na planie przez ponad 20 dni. Dlaczego więc “Cyborg” w reżyserii Alberta Pyuna ma tak liczne grono fanów i jest uznawany za klasyka, dlaczego nie wylądował w szufladzie?
Albert Pyun na ratunek Cannon Films.
Jak to się mówi, najlepiej działa się pod presją, a specjalistą w tym temacie już na początku kariery był Van Damme. To on przemontowywał “Krwawy Sport” (1988) i uratował ten film, który stał się wręcz symbolem gatunku. Tak samo było w tym przypadku. Tuż po powrocie z Tajlandii, z planu “Kickboxera” (1989) aktor wziął się do dwumiesięcznej pracy w małej kanciapie, żeby uratować “Cyborga”. Udało się. Jak widać bardzo cienka granica dzieli niepowodzenie od sukcesu, a montaż, dobre oko i wyczucie ma piorunujące znaczenie. To dzięki zabiegom aktora produkcja została uratowana, a od niej mogła zależeć cała kariera wschodzącej wtedy gwiazdy.
Nie mogę oczywiście odbierać zasług samemu reżyserowi Albertowi Pyunowi. To on w tym czasie miał realizować “Władcę Wszechświata 2” oraz “Spider-Mana”… do tych filmów zostały wykupione stroje, charakteryzacje, materiały warte $2 miliony. Stety lub niestety zamiast tych produkcji w czasie kryzysu wytwórni Cannon postanowiono zrealizować inny film dorzucając marne $500 tysięcy. Pyun zawsze miał mocno rozbudowaną wyobraźnię, więc napisał scenariusz “Cyborga”, “góra” przyklepała pomysł i ruszyły zdjęcia.
“Cyborg” – ponadczasowy mózgo-sztos.
W młodości nie doceniałem “Cyborga” i całej tej wizji świata cyberpunku, dlatego przez lata nie wracałem do tej produkcji uznając, że jest słaba. Obejrzałem kilka dni temu ponownie ten film, ze świeżym umysłem i w pełni gotowości, żeby go zniszczyć w recenzji, ale wiecie co… polubiłem go, doceniłem. I pomimo amatorszczyzny, niestabilnych ujęć i prostoty mogę śmiało stwierdzić, że ten chory psychicznie film jest zajebisty. Co więcej, nabrałem ochoty, żeby obejrzeć jego sequele i powrócić do kilku tytułów z gatunku akcji połączonej ze science-fiction. Czym mnie ten film ujął?

Prostotą, tandetą, brutalnością, montażem, muzyką, budowaniem napięcia, emocjami i przede wszystkim finalną walką, którą uważam za rewelacyjną, a głównego negatywnego bohatera za jednego z najgorszych pojebów jakich widziałem na ekranie. Oglądając tą produkcję przeszedłem całą sinusoidę wrażeń, które odbiły mi się na psychice. Czasami nie dowierzałem co oglądam, czasami doceniałem i myślałem “cholera – arcydzieło”, a czasami się śmiałem. Ten film obudził w moim systemie nerwowym napięcia, których nie znałem. Ponadczasowe sztosiwo dla pozytywnych świrów, które wchodzi w głowę mocniej niż zardzewiała siekiera.
Krzyż, przerażający krzyk i tłuczenie po ryju.
O czym opowiada film, to dowiecie się sami, jak zobaczycie, jeśli jeszcze nie widzieliście. Nie będę się zagłębiał w fabułę i psychikę bohaterów. Przeżyjcie seans sami w domowym zaciszu i obserwujcie co się z Wami dzieje. Tutaj można by napisać, że Albert Pyun to geniusz, ale wszyscy (chyba?) wiemy, że tak nie jest… albo i jest… cholera wie. Bez przeróbki filmu przez JCVD mielibyśmy raczej coś gorszego. A tak to mamy klasyka, zresztą dowodem na to jest wersja reżyserska Pyuna, która chyba została zrobiona na siłę i nie przypomina pierwotnej wizji reżysera.
Wrócę jeszcze na moment do obsady. Sekwencje walki są naprawdę ciekawe, charakteryzacja też. Van Damme robi robotę tak jak potrafi, szczególną uwagę przykuwają retrospekcje głównego bohatera podczas sceny, w której jest przybity jak Jezus na krzyżu. Chore gówno. No i największe ukłony w stronę Vincenta Klyna, pierwszoligowego czuba, który po prostu przeraża. Jeszcze raz zaznaczę – finałowe krzyki i obijanie się po mordach to jedna z najpiękniejszych scen jakie widziałem. Cud, malina, miód.
Zdecydowanie polecam, w szczególności młodszym fanom gatunku, którzy dopiero odkrywają te filmy. “Cyborg” to póki co dla mnie dobry film na siódemkę, ale możliwe, że po kolejnych jego seansach stanę się psychofanem i podwyższę notę. Przygotujcie się na coś mocno nietypowego i podejdźcie do seansu z otwartą głową. Brawo Albert Pyun, brawo Van Damme, brawo Vincent Klyn.
Ocena: 7/10