Bruce Willis to prawdziwy twardziel, który zaistniał w naszej świadomości dzięki roli Johna McClane’a w klasyku “Szklana Pułapka” (1988) i Joe Hallenbecka w “Ostatnim Skaucie” (1991). Kiedyś miałem okres, w którym oglądałem z nim film po filmie. Bez względu na ocenę, opinie i to czy występuje w roli głównej. Muszę przyznać, że wielokrotnie zawiodłem się produkcjami, w których pojawiał się na drugim lub trzecim planie. Od tego czasu nie tykałem takich rzeczy. Ostatnio jednak postanowiłem zerknąć na nowość pod tytułem “Akt Przemocy”. Wolno się do tego zabierałem, bo byłem przekonany, że najbliższe półtorej godziny będę musiał jakoś przetrwać. Okazało się, że film jest konkretny, zostałem miło zaskoczony.
Porwana przez handlarzy żywym towarem.
Ma być ślub. Dziewczyna Romana idzie na panieńskie do klubu. Zostaje porwana przez gnojów, którzy handlują ludźmi. Jej nawalone koleżanki nie wiedzą o co chodzi. Chłopak i jego bracia – byli wojskowi zaczynają się niepokoić, gdy dziewczyna się nie odzywa. Postanawiają skorzystać z doświadczenia i ją odnaleźć. Chłopaki nie szczypią się w tańcu, chodzi o rodzinę. Współpracuje z nimi detektyw, w którego wcielił się Bruce Willis.
“Acts Of Violence” to taka mała perełka, do której normalnie by człowiek nie sięgał. Zwłaszcza, że produkcja została zjedzona przez krytyków, a Willis spędził na planie w Ohio (Cleveland) tylko jeden dzień. Cała ekipa zajmowała się zdjęciami łącznie 15 dni. Można by pomyśleć, że wyjdzie z tego lipa jak nic. No właśnie nie. Czasami zdarza się tak, że natrafiamy na tytuł dobry, pomimo wszelkich wskazówek, że jest do bani. W tym przypadku dokładnie tak jest. “Akt Przemocy” to film, który się łatwo ogląda. Trwa niecałe 90 minut i jest nasycony twardym klimatem. Już od momentu porwania zastanawiałem się – co ja do cholery bym zrobił w takiej sytuacji.
Mało Willisa, ale “Akt Przmocy” to solidna robota.
Reżyser Brett Donowho ma na swoim koncie słabsze produkcje i takie obsypane nagrodami. Tutaj dzięki graniu kamerą dał nam sporą dawkę emocji, dzięki którymi możemy utożsamić się z postaciami. A to bardzo ważne. Jak czujesz, że główni bohaterowie chcą wymierzyć sprawiedliwość i dokładnie rozumiesz dlaczego – to lepiej się ogląda. Czasem mamy do czynienia ze strzelaninami, w których nie wiadomo o co w ogóle chodzi. No tutaj tak nie jest.

Scenariusz Nicolasa Mazzanatto to solidna – prosta robota, dzięki której Cole Hauser mógł się wykazać w roli byłego wojskowego. Swoją drogą możecie go kojarzyć, bo wystąpił u boku Bruce’a Willisa już kilka razy – “Szklana Pułapka 5” (2013), “Łzy Słońca” (2003) i “Wojna Harta” (2002). Co więcej w tego “złego” wcielił się Mike Epps. Jest to o tyle nietypowe, że facet jest przezabawny i słynie z ról komediowych u boku raperów. To też dobry przyjaciel Ice Cube’a. O dziwo – w poważnej odsłonie wypadł autentycznie.
Bruce Willis w tym tytule to tak naprawdę taka wisienka na torcie, bo i bez niego “Akt Przemocy” byłby solidną produkcją, do której z pewnością wrócę. Z czystym sumieniem polecam i nie sugerujcie się niską oceną. Ja daje mocną siódemkę. Tyle w temacie.
Ocena: 7/10