“Rambo V: Ostatnia Krew” to najnowszy film z Sylvestrem Stallone i jeden z ostatnich na jakich byłem w kinie przed pandemią. Wiem, że krytykom filmowym ten tytuł nie przypadł jakoś specjalnie do gustu, ale mam to w dupie. Przez pierwsze pół godziny miałem ciary na rękach, a potem zaczął się brutalny rozpierdol. Nic mi więcej jako fanowi nie potrzeba. Dla mnie pierwsza liga.
Pamiętam jak Stallone tuż po premierze rozważał “Rambo VI”, pomimo tego, że piątka miała być ostatnia. Jak się jednak okazuje całkowicie wycofał się z pomysłu na kolejny powrót Johna Rambo. Ostatnio powrócił do tematu i określił się bardzo jasno – że opowieść o Rambo wróci „Tylko jako prequel streamingowy lub wcale”.
To chyba tyle w temacie. Z mojej perspektywy jakikolwiek prequel bez Sylvestra Stallone to już nie to samo. A patrząc szerzej, jakby np. Netflix wyłożył grube miliony, żeby zrobić coś epickiego w postaci serialu… może bym się przekonał. Chyba trzeba przyjąć do wiadomości, że Sly nie wróci jako John i otworzyć się na “nowe”.
Źródło: WeGotThisCovered