7 lipca 2005 roku w telewizyjnych wiadomościach na całym świecie było głośno o zamachach terrorystycznych w Londynie. W wyniku czterech eksplozji zginęły 52 osoby i ponad 700 zostało rannych. Wyobraźcie sobie, że dokładnie tego samego dnia i w tych samych godzinach dochodziło do eksplozji na planie filmu “Zastępca” (“Second In Command”). To właśnie wtedy realizowano finałowe sceny wybuchów na zamkniętej ulicy w Rumunii.
Van Damme na rumuńskim terenie.
Po realizacji dwóch bardzo dobrych filmów przeznaczonych na rynek VHS – “Skazany na Piekło” (2003) i “Mściciel” (2004) Jean-Claude Van Damme postanowił wziąć udział w nowej produkcji, której reżyserem został Simon Fellows. Gość był świeżo po premierze “7 Sekund” z Wesley Snipesem, który również był filmowany w krainie Draculi. Fellows można powiedzieć, że rozdziewiczył teren i znał rewiry jak swoje. Do tego niskie koszty produkcji i wszystko pod ręką. Nic, tylko siekać filmy. Scenariusz “Second In Command” napisało trzech dżentelmenów – David L. Corley (znany z filmu “Solo”, który swego czasu szedł jak świeże buły w wypożyczalniach), Jason Rothwell i Jonathan Bowers.
Fabuła skupia się w jednym miejscu, w ambasadzie USA, w której schronienie znajduje Prezydent ogarniętego wojną domową kraju. Trzeba gościa chronić, bo rebelianci trzymają z wojskiem. Dowództwo przejmuje tytułowy “Zastępca”, czyli Sam Keenan – dyplomata i były żołnierz. W tej roli oczywiście Van Damme. Więcej znanych twarzy tutaj nie mamy, jest za to urocza Julie Cox. Dla ciekawostki (a to lubimy) mogę tylko dodać, że w jednej z ról miał wystąpić Scott Adkins… tak… to właśnie tutaj miał po raz pierwszy wystąpić z JCVD. Niestety miał inne zobowiązania, a Panowie finalnie poznali się bliżej w “Strażniku Granicy” (2008).
“Zastępca”, czyli średniak na raz.
Co mogę powiedzieć na temat “Zastępcy”? Jest to średni film na raz, który da się obejrzeć. Pomimo tego, że akcja ma miejsce cały czas w tym samym miejscu, pomimo tego, że Van Damme prawie w ogóle nie kopie, to jakoś jest to pozycja zjadliwa. O dziwo, widać, że belg tutaj stara się dobrze wypaść aktorsko, ogląda go się po prostu przyjemnie. Montaż jest niestety chaotyczny, próby działania na zasadzie zoom-in, zoom-out, czy slow motion w jakiś przypadkowych momentach to nie atut. Więcej do tego rumuńskiego filmu nie wrócę, ale też nie skreślam… w filmografii aktora są produkcje kinowe, które wypadły gorzej, więc tragedii nie ma. Tak, czy siak – tylko dla prawdziwych fanów.
Ocena: 4,5/10