“Replikant” to film akcji, thriller z elementami science-fiction. Jean-Claude Van Damme miał wcześniej styczność z tym gatunkiem przy okazji “Uniwersalnego Żołnierza” (“Universal Soldier”) w 1992 roku. Nie był to więc dla niego debiut, za to była to pierwsza produkcja, w której wystąpił po 2000 roku. W momencie, w którym niektórzy uważali, że belgijski karateka pod koniec lat 90-tych spada po równi pochyłej… ten stworzył świetną i podwójną kreację. Był to drugi projekt, przy którym pracował z reżyserem z Hong Kongu – Ringo Lamem. Pierwszym ich “dzieckiem” był w 1996 roku dobry film “Maksimum Ryzyka” (“Maximum Risk”).
Podwójna rola Van Damme’a.
Jeżeli ktoś uważa się za fana JCVD, to powinien być zadowolony, ponieważ nasz bohater występuje tu w dwóch skrajnych rolach. Z jednej strony wciela się w psychopatycznego, bezwzględnego mordercę, z drugiej, w niewinnego, dobrego replikanta – klon seryjnego zabójcy. To coś jak walka dobra ze złem, jak ying i yang. Dwie całkowicie różne role i postacie na jednym planie grane przez jednego bohatera. Czy coś Wam to przypomina? Z pewnością “Podwójne Uderzenie” (“Double Impact”, 1991), ale nie tylko, bo podwójną rolę aktor zaliczył również we wspomnianym wcześniej “Maksimum Ryzyka”.
Ring Lam biorąc się za reżyserię, dokładnie wiedział co robi, jakie ma oczekiwania i jak ma wyglądać efekt końcowy. Dowodem na to jest jego perfekcjonizm. Na początku spędzono ponad 3 miesiące na planie filmowym realizując zdjęcia w Kanadzie, a później dokręcano jeszcze ujęcia dodatkowe w Bułgarii. I jak takie zaangażowanie w produkcję ma się do teraźniejszych filmów z Van Dammem… na które poświęca po 10-20 dni zdjęciowych. Wystarczy tylko sucho spojrzeć na taką statystykę, żeby wiedzieć, czy dany projekt będzie wypałem, czy niewypałem.
Perfekcyjny Ring Lam i psychologia postaci.
W tym przypadku mamy do czynienia z prawdziwym ogniem, ponieważ główny bohater – morderca ma w zwyczaju palić zmasakrowane ciała. Zabija “niedobre matki”. Jest typowym psycholem, który miał chore dzieciństwo. Trzeba przyznać, że Jean-Claude w tej roli spisał się doskonale. Kto by pomyślał, że tak mu siądzie bycie bad-guyem? Psychologia tej postaci jak i jej klonu jest świetnie zarysowana i skontrastowana. Widać, że Lam wyciągnął pod względem aktorskim absolutne maksimum od JCVD na tamten czas. Sam gwiazdor Kina Sztuk Walki wypowiedział się na ten temat: “To było wspaniałe doświadczenie. Ring Lam zmienił mnie jako aktora na kolejne 10 lat. To olbrzymi dar od Ringo dla mnie, że mogłem się stać lepszym aktorem”.
Trzeba przyznać, że jest w tym trochę racji. Myślę, że świat zobaczył w Van Dammie nie tylko faceta, który potrafi z gracją lać się po mordach, ale który potrafi też grać. Postać tytułowego “Replicanta” zachowuje się jak pies, instynktownie. Muszę przyznać, że ta rola przypomina mi bardzo postać graną przez Jeta Li w produkcji “Człowiek Pies” (2005), która zebrała mnóstwo dobrych opinii. Jean-Claude Van Damme był pod wielkim wrażeniem scenariusza napisanego przez Lesa Weldona i Lawrence’a Rigginsa. W czasie akcji promującej film mówił, że “Natura potrafi stworzyć złego człowieka, a my w filmie stworzyliśmy jako ludzie jego kopię, która jest dobra, lepsza niż ta stworzona przez naturę.”.
Twardy Michael Rooker na planie.
Piszę o tym filmie w taki sposób jakby każdy go już oglądał, a wiem, że tak nie jest. “Replikant” przedstawia seryjnego zabójcę, którego za wszelką cenę chce dorwać detektyw Jake Riley (Michael Rooker). FBI na podstawie DNA tworzy w kokonie kopię mordercy, która ma zdolności telepatyczne. Innymi słowy może przewidzieć kolejny ruch psychola lub zajrzeć w jego przeszłość. Naturalnie “Replicant” ma pomóc w schwytaniu drania.
Michael Rooker, który wcielił się w postać ścigającego odwalił naprawdę mocną robotę. Facet ma bardzo charakterystyczną twarz i idealnie wpasowuje się w postać “męskiego typa”. Pamiętam jak podobała mi się jego rola w filmie “Kłamca” (1997). Wystąpił również z Arnoldem Schwarzeneggerem w produkcji “Szósty Dzień” (2000). W tym filmie dostał kilka naprawdę mocnych dialogów, których się słucha tak, że aż miło… w dodatku ten jego zachrypnięty – penerski głos – jest kozak.
“Replikant” to mocne uderzenie.
Właściwie w tym projekcie wszystko jest prawie tak jak powinno. Nie wspominając już o tym jak musiały być trudne do zrealizowania sceny, w których jest dwóch Van Damme, roboty lekko razy kilka. W dodatku do tych scen byli angażowani jeszcze kaskaderzy i tu mam mały pstryczek. Reżyser chciał pokazać świetne umiejętności fizyczne “Replikanta”, no i tutaj niestety, ale cholernie widać, że kaskader robi robotę za Van Damme’a. Jeżeli miałbym się jeszcze czegoś doczepić, to samo wytłumaczenie widzowi o co chodzi z klonem itd. zostało olane, przez co film stał się mało realny. Scenarzyści mogli to dopracować, napisać kilka scen więcej i produkcja by znacznie zyskała i wyniosła się ponad dobrą w mojej ocenie.
Co ciekawe, w produkcję wcześniej miał być zaangażowany James Woods i Jennifer Lopez. Z różnych powodów nie mogli wziąć w niej udziału. Jest to jednak bez znaczenia, bo obsada wykonała solidną robotę. Ringo Lam za $17 milionów zrobił co tylko mógł. “Replikant” to film warty obejrzenia i mocne uderzenie, dlatego jeżeli jesteście fanami JCVD, to nie czekajcie. Warto obejrzeć dla akcji, gry aktorskiej i samego pomysłu, który jest na swój sposób wyjątkowy i trudno szukać podobnej fabuły. Naprawdę nie wiele zabrakło do ósemki.
Ocena: 7/10