“Misja Sprawiedliwości” to film, dzięki któremu kanadyjski czarny pas w taekwondo umocnił swoją pozycję w kinie sensacyjnym klasy B. Jeff Wincott wcześniej zaprezentował swoje umiejętności w “Oddziale Specjalnym 2” (1991) u boku walecznej Cynthi Rothrock. Właściwie to ta produkcja miała być pierwotnie trzecią częścią, chciano nią dopiąć trylogię. Niestety Rothrock odmówiła, więc zastąpiono ją inną karateczką – mowa o Karen Shepard. Finalnie “Mission Of Justice” nie ma nic wspólnego z serią “Martial Law”, chociaż w niektórych krajach została wydana właśnie jako “trójka”, ponieważ dystrybutorzy chcieli zarobić na popularności Rothrock.
Brigitte Nielsen i jej ciemne interesy.
Film został wyreżyserowany przez Steve Barnetta, faceta o niewielkim doświadczeniu. Scenariusz natomiast napisali George Sanders i John Bryant. Był to ich scenopisarski debiut, później razem stworzyli tekst między innymi do tytułu “Amerykański Ninja 5” (1993) z Davidem Bradleyem. Niestety muszę z przykrością stwierdzić, że pomysł na fabułę mocno kuleje i nawet nie zbliża się jakością do produkcji z pierwszej ligi. Jest tutaj sporo niedociągnięć, a cała historia wydaje się być banalna. W sumie nie zawsze to jest najważniejsze w filmach o mordobiciu.
Tytułowa “Misja Sprawiedliwości” to społeczny projekt Pani doktor, która jest kandydatem na burmistrza (Brigitte Nielsen). Ma on na celu dbanie o porządek na dzielnicach i pomoc zwykłym ludziom w potrzebie. Niestety, ale to tylko przykrywka dla ciemnych interesów. Były gliniarz (Jeff Wincott) wstępuje do projektu, aby odnaleźć morderców swojego kumpla, który prowadził salkę bokserską.
Twardy Jeff Wincott kontra goryl Matthias Hues.
Zdecydowanie najmocniejszą stroną tego hiciora z lat 90-tych jest obsada. Mamy dobrych i złych. Jak się łatwo domyślić, dobrymi są tutaj Jeff Wincott i Karen Shepard (policyjna partnerka). Do złych należą oczywiście główna zimna i wyrachowana suka, czyli Brigitte Nielsen i jej goryle – Matthias Hues i James Lew. Co więcej w obsadzie znalazło się też miejsce dla Tony Burtona (znanego z serii “Rocky”). Trzeba przyznać, że udział w filmie dwóch aktorów z legendarnej serii Sylvestra Stallone’a to niezły pomysł marketingowy. I właściwie to pod względem aktorskim tylko oni mają tutaj coś do powiedzenia.
Jeżeli chodzi o samo bicie się po ryjach, to mamy tu do czynienia z zabójczym kenpo. Niestety choreografia sekwencji walk jak dla mnie nie przetrwała próby czasu. Jest kilka mocnych i efektownych kopniaków w wykonaniu Shepard i Wincotta, ale daleko im do gracji z jaką poruszał się chociażby Jean-Claude Van Damme. Matthias Hues (znany z “Bez Odwrotu 2“) wypadł po prostu słabo, a James Law jest, bo jest.
Jeżeli chcecie zobaczyć Wincotta, który został okrzyknięty w połowie lat 90-tych największym prospektem filmów akcji / sztuk walki to śmiało. Nie oczekujcie jednak wiele więcej niż swoisty klimat kaset VHS. Film średni, ale nie wiedząc czemu zyskał sobie wielu fanów i za to daję mu punkt więcej.
Ocena: 6/10