Od zawsze lubiłem filmy akcji mieszane z komedią. Jak już w roli głównej występowało dwóch bohaterów o przeciwnych charakterach robiło się naprawdę ciekawie, zwłaszcza jak mieli to być gliniarze. Albo po prostu ludzie skazani na siebie, połączeni dziwnym splotem wydarzeń. Ten gatunek filmowy to tak zwany buddy-movie (kumpelski film). Zostało już takich akcyjniaków wyprodukowanych wiele, pewnie znacie te najbardziej popularne, te emitowane non-stop w TV, które najczęściej doczekały się sequeli, bo zwyczajnie okazały się przebojami i trzeba było kłóć żelazo, póki gorące.
Kumpelskie klimaty Jackie Chana.
Wiem, wiem… piszę długi wstęp, a to jeszcze nie koniec. “Dorwać Wattsa” to film z Jackie Chanem. Chcę do tego podejść z należytym szacunkiem, ale o tym zaraz, wróćmy to tematu kumpelsko-gliniarskiego. Jedynym z pierwszych takich zestawień był film “48 Godzin” (1982) z Eddie Murphy’m i Nickiem Nolte. Nie ma tutaj pewnie nikogo, kto by nie kojarzył też “Zabójczej Broni” (1987) z Melem Gibsonem i Dannym Gloverem (cholera, jaka szkoda, że nie powstała piąta część, niech podziałają w tym kierunku). Pamiętny duet stworzył również Sylvester Stallone i Kurt Russel w filmie “Tango i Cash” (1989). Był też jeszcze bardziej wyluzowany skład, czyli chłopaki z “Bad Boys” – Will Smith i Martin Lawrence, a oprócz tego wiele, wiele innych… w tym dwa takie „smaczki” z Jackie Chanem – „Godziny Szczytu” (3 części) i „Kowboj z Szanghaju” (2 części).
„Shanghai Noon” to komedia-akcji połączona z westernem i przygodą, dobry i udany film, zresztą właśnie trwają prace nad trzecią odsłoną, co mnie bardzo cieszy. Polubiłem duet Jackie Chana i Owena Wilsona. Drugi tytuł to „Godziny Szczytu”, w roli głównej obok Inspektora Lee występuje James Carter (Chris Tucker – fenomenalny komik). O tej produkcji nie musze wam zbyt wiele pisać, pewnie wiecie, że tą rolą Chan podbił Hollywood i od 1998 roku cała Ameryka wie co to za gość i na co go stać. Wspominam tutaj o tych filmach, bo właśnie czytacie recenzję trzeciego buddy-movie z Jackie Chanem – filmu “Dorwać Wattsa” („Skiptrace”), a jego korzenie sięgają właśnie “Rush Hour”. Już wyjaśniam o co chodzi.
“Dorwać Wattsa” zamiast “Godzin Szczytu 4”.
Od wielu lat trwały rozmowy na temat powstania “Godzin Szczytu 4”, jak wiemy już przy drugiej i trzeciej części nie było łatwo. Chris Tucker chciał coraz to większej kasy i wpływu na całokształt obrazu i w końcu tak się stało. Czy wyszło na dobre… raczej tak, na pewno Tuckerowi, portfel cięższy o $20 milionów. Można na luzaku dyskutować o kolejnym sequelu. No i tak dyskutowali… Chris spotkał się nawet z Chanem, żeby pogadać o projekcie i prawie by wypalił… ale ciężko było to zgrać terminowo, bo i reżyser Brett Ratner jest zajętym człowiekiem.
W każdym razie… coś tam dyskutowali i dyskutowali i do mediów trafiła informacja, że “Godziny Szczytu 4” nie powstaną… scenariusz zostanie przerobiony i Chris z Chanem rozpoczną pracę nad zupełnie nową trylogią pod tajemniczym tytułem “Dorwać Wattsa”, który będzie realizowany w Chinach i tam zarobi “kokosy”. I tak się stało, bo $140 mln to zdecydowanie dużo „kokosów”, tyle tylko, że Chris Tucker nie wystąpił w filmie. Dlaczego?
Kto miał zastąpić Chrisa Tuckera?
Wiadomo, że jak nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o “kokosy” i tajskie masaże. Oficjalna przyczyna nie została podana, ale można się domyślać, że producenci stwierdzili, że jak już robić duet Chana z Tuckerem to tylko w serii “Godziny Szczytu”, chociaż to tylko mój domysł, uważam, że ma ręce i nogi i myślę, że to nie byłoby dobre posunięcie. W każdym razie trzeba było znaleźć kogoś, kto jest zabawny. Kto może rozgrzać publikę w kinach, kogoś, kto będzie przeciwieństwem Chana.
Pierwsza propozycja padła na Stiflera z “American Pie” (1999), ale później go zamieniono na króla Jackassów – Johnnego Knoxville. I dobrze zrobiono, facet pasuje do filmu i ma “to coś”. Za reżyserskim stołkiem zasiadł Renny Harlin (ten gość wyreżyserował wcześniej “Szklaną Pułapkę 2” z Willisem i “Na Krawędzi” ze Stallonem) – to musiało się udać. Zasiadłem do oglądania z zaciekawieniem, zastanawiałem się, czy poprzeczka postawiona przez “Godziny Szczytu” i “Kowboja z Szanghaju” nie będzie za wysoka. Okazało się, że nie jest. Film dał radę, Chan i Knoxville dali radę.
Solidna robota twórcy “Szklanej Pułapki 2”.
Za scenariusz jest odpowiedzialny Jay Longino i Ben David Grabinski. Co ciekawe to są goście prawie całkowicie bez doświadczenia w branży, nie wiem jak im się to udało, ale udało się, scenariusz jest solidny i trzyma poziom. Nie oczekiwałbym czegoś nadzwyczajnego po buddy-movie. Ma być akcja, ma być przygoda, szczypta śmiechu i parę osób, którym trzeba „złoić skórę”. To wystarczy i mi wystarczyło. Fabuła jest prosta: Detektyw z Hong Kong łączy siły z szalonym hazardzistą, by dorwać jednego z najgroźniejszych chińskich gangsterów. Proste nie? Każdy zrozumie… więc nie trzeba robić nic innego jak poddać się przygodzie.
Reżyser podszedł do filmu solidnie, robota została wykonana na dobrym poziomie, tak samo ma się montaż, tu wszystko jest w porządku, nie ma do czego się doczepić. W pierwszym momencie, w niektórych scenach wkurzała mnie muzyka… pomyślałem sobie, że kompozytorzy mogli robotę odwalić lepiej, a stworzyli lekką manianę… coś tu nie gra, niektóre sceny akcji wywierają wrażenie jakby lekko „mdłych”, właśnie przez soundtrack.
Jackie Chan i Johnny Knoxville dali radę.
Jackiemu nie ma co zarzucić, można go podziwiać, gość ma ponad 60 lat na karku, a dalej kopie i wywija jak młody wilk, co więcej w “Dorwać Wattsa” nie wygląda tak staro, trochę się odmłodził. Jego partner filmowy, czyli Knoxville to świetny gość, porządnie mnie rozśmieszył parę razy… już w pierwszej scenie wyrywa laski opowiadając im historią miłości jego dziadków… a tak naprawdę streszczając scenariusz filmu “Pamiętnik”. Warto też wspomnieć, że w bad-guya wcielił się Eric Tsang. Lubię gościa… i to nie tylko z głupawych komedii, ale też poważnych ról, takich jak w filmie “Piekielna Gra” (2002), odpowiednia osoba na odpowiednim miejscu.
Więź między bohaterami się wzmacnia, a ich podróż przez “pół świata” dodaje filmowi kilka pięknych krajobrazów i kolorytu. Z wielką chęcią obejrzę „Dorwać Wattsa” jeszcze raz i bardzo bym chciał, żeby powstała druga część. Tak się może stanie za kilka lat. Mam dziwne przeczucie, że lada moment po kilkuletnim zastoju Chan wróci do Ameryki i nawywija tam trochę w box-officach sequelami. Z czystym sumieniem polecam i życzę wam miłego seansu.
Ocena: 7/10